Cały ten zgiełk. Obcując z ciszą

0
589

Nasza kultura, choć uznawana za kulturę obrazkową, jest generatorem nad wyraz bogatego spektrum wszelkiego typu dźwięków. Hałas komunikacyjny, przemysłowy, turystyczny – wydaje się, iż każde urządzenie, każdy proces emituje jakiś dźwięk będący składową wszechogarniającego zgiełku, stając się tym samym elementem skażenia środowiska. Ogniwem tego zanieczyszczenia staje się także dźwięk, który w swej naturze ma być harmonijnym pięknem. Hałasem staje się muzyka. Jej źródłem są sklepy, restauracje, biura, banki, windy, dworce i lotniska, taksówki oraz autobusy, mieszkania i podwórka sąsiadów, smartfony przechodniów i słuchawki ulicznych melomanów. Płynące zewsząd popularne melodie stają się formą przemocy. Przemocy zrodzonej z lęku przed “złowróżbną ciszą”.

“Jedną z form tego gwałtu jest przymus słuchania muzyki. Przymus ten występuje dziś właściwie wszędzie. Nie sposób uwolnić się od radia grającego za ścianą sąsiedniego mieszkania, od głośnika ustawionego przez tępego gorliwca na plaży, na pokładzie statku czy w restauracji. Nawet na powierzchni jeziora nie możemy wsłuchiwać się w odgłosy ptaków, bo przepływający właśnie obok kajak serwuje nam (wtłacza nam do ucha) z tranzystora jakąś głupawą melodyjkę jakiegoś przeboju”.

        (Lutosławski W., O muzyce. Pisma i wypowiedzi, słowo/obraz terytoria, Gdańsk 2011, s. 433)

Na problemy wynikające z pozbawienia człowieka “prawa do ciszy” zwracał uwagę Witold Lutosławski. Kwestie z nimi związane dzielił na dwa rodzaje zagrożeń: te skorelowane z psychiczną i fizyczną jakością życia oraz te dotyczące percepcji muzycznego przekazu. Płynący zewsząd dźwięk uważał bowiem za znieczulający i odbierający wrażliwość na wszelkie doznania akustyczne o charakterze artystycznym.

W 1969 roku Rada Muzyczna UNESCO, pod wpływem opinii Lutosławskiego, uchwaliła ustawę, na mocy której każdemu człowiekowi przyznano prawo do ciszy w miejscach prywatnych i publicznych, a jego naruszenie odtąd uznawane być miało za pogwałcenie wolności osobistej. Apelowano o rozpoczęcie prac badawczych w środowiskach medycznych, naukowych i prawnych nad wszelkimi aspektami życia w przestrzeni zaśmieconej dźwiękiem. Dziś znane są już konsekwencje wynikające z hałasu zarówno w ich aspekcie fizycznym jak i psychicznym. Cóż z tego skoro kakofonia muzycznych przebojów brzmi w najlepsze.

“Potępiamy jednogłośnie nieakceptowalne naruszanie wolności osobistej i prawa każdego człowieka do ciszy, z powodu bezprawnego wykorzystania, w miejscach prywatnych i publicznych, nagranej lub nadawanej muzyki. Prosimy Komitet Wykonawczy Międzynarodowej Rady Muzycznej o zainicjowanie prac badawczych w środowiskach medycznych, naukowych i prawnych, bez pomijania aspektów artystycznych i edukacyjnych, i zaproponowanie UNESCO i wszystkim odpowiednim władzom przyjęcie ustalonych norm, które położą kres temu bezprawiu”.

(Lutosławski 2013 Manifest. O równowagę dźwięków i ciszy, za: Fundacja Muzyka jest dla wszystkich, https://www.muzykajest.pl/lutoslawski-2013-manifest-o-rownowage-dzwiekow-i-ciszy/, dostęp: 12.06.2023)

W roku 1985 do problemu ustosunkował się także Parlament Europejski, który uchwałą „o prywatności dźwięku i prawie do indywidualnego wyboru muzyki” dał wyraz szkodliwości bezpośredniego oddziaływania nadmiernie wzmocnionego muzycznego przekazu oraz sygnalizując potencjalne zagrożenia z tego wynikające apelował do rządów państw członkowskich o zastosowanie w tym obszarze odpowiednich regulacji. Oczywiście uchwała nie posiadała żadnych skutków prawnych, a jej treścią wyrażono jedynie stosowne postulaty.

Tymczasem przestrzeń publiczną nadal wypełnia hałas generowany przez muzykę płynącą z niezliczonej liczby źródeł. Dotyczy to zwłaszcza centrów rozrywkowych i handlowych. Specjaliści od sprzedaży uznali bowiem “muzykę” jako istotny element marketingu, obarczając współodpowiedzialnością za decyzje zakupowe. Nie można było zbagatelizować teorii, według której zmiana nastroju podobno aż w 65% zależy od dźwięków. Oddziaływanie takie nazwano “audiomarketingiem” włączając w szerszy obszar działań sprzedażowych o charakterze sensorycznym. W definicji marketingu sensorycznego odnajdziemy jednak założenie pozytywnych doświadczeń i emocji wpływających na decyzje zakupowe. Badania i teorie naukowe wydają się rozmijać z bólem głowy i zmęczeniem odczuwanym nawet po krótkiej wizycie w ulu handlowym wypełnionym mieszanką popularnych w kółko powtarzanych “przebojów”.

Obrazu całości dopełnia loudness war, walka prowadzona przez wydawców muzycznych w obszarze realizacji nagrania, walka zabijająca wszelkie najbardziej subtelne fragmenty kompozycji, których poziom głośności podnoszony jest i wyrównywany z innymi. W efekcie otrzymujemy spłycony w kontekście artystycznego przekazu, utrzymany na poziomie maksymalnego wolumenu ryk. Wszystko dlatego, że utwory głośniejsze łatwiej zapadają w pamięć i przez to lepiej się sprzedają.

Ten muzyczny chaos ma nie tylko swoje psychiczne i fizjologiczne skutki. Jak już zauważył Lutosławski, to przebodźcowanie ma niebagatelne znaczenie kulturowe. Prowadzi do przytępienia wrażliwości, znieczulenia krytycznego spojrzenia i spadku zainteresowania twórczym przekazem muzycznym.

Na domiar złego łatwość jaka towarzyszy obecnie muzycznej produkcji oraz brak właściwych środowisk opiniotwórczych nie sprzyjają bardziej krytycznemu spojrzeniu autora na swe własne “dzieło”. Skutkiem tego jest coraz większy zalew wyrobów miałkich i bezwartościowych. Ogłuszeni “muzycznymi” produktami o wątpliwej wartości artystycznej, znieczuleni i skazani, poddajemy się tej dźwiękowej przemocy. Nie da się po prostu zamknąć uszu. Możemy jednak żądać ciszy. Postulowane przez Lutosławskiego prawo do ciszy jest właśnie prawem do zniesienia przymusu słuchania, zrzuceniem jarzma muzyki tła, dyktatu wszechobecnej background music. 

O istotnej roli ciszy pisał także R.M. Schafer, autor działający w obszarze ekologii akustycznej. Jego postulat przywrócenia roli i znaczenia ciszy jest tutaj niezwykle istotny w kontekście rozumienia otaczającego nas “akustycznego pejzażu”. Zanieczyszczenie środowiska dźwiękiem (hałas) Schafer rozumie w kontekście zarówno nadmiaru bodźców akustycznych, jak i natężenia ich głośności; hałas występuje tutaj jako opozycja ciszy, audiosfery nieprzeładowanej dźwiękiem, przestrzeni równowagi dźwięków, nie zaś braku jakichkolwiek bodźców dźwiękowych. Bardzo istotna jest tutaj także konstatacja faktu utraconej wrażliwości, naszego wybrakowania w obszarze sonicznego wyczulenia oraz konieczności działań edukacyjnych w tym zakresie. Podniesienie poziomu fonicznego uwrażliwienia jest niezbędne w kontekście osiągnięcia odpowiedniej świadomości akustycznej otaczającej nas przestrzeni. 

“Zanieczyszczenie hałasem pozostaje w związku z nieuważnym ludzkim słuchaniem i lekceważeniem skażeń akustycznych. Dzisiejszemu zanieczyszczeniu hałasem przeciwstawiamy się zmniejszając go, co jest jednak podejściem negatywnym; przeciwnie musimy szukać sposobu uczynienia z akustyki terenu pozytywnego programu badań. Które dźwięki chcemy zachować, rozwinąć i pomnożyć? Gdy będziemy to wiedzieli, wówczas wyodrębnią się dźwięki nużące i szkodliwe i uświadomimy sobie, dlaczego musimy je wyeliminować. Tylko pełne poznanie środowiska akustycznego umożliwi nam poprawienie dźwiękowego brzmienia świata. Już w szkole trzeba kształcić czystość słyszenia, aby móc z czasem zlikwidować audiometrię w fabrykach, a słuchową fuszerkę zastąpić wyostrzonym słyszeniem”.

(R.M. Schafer, Muzyka środowiska, Res Facta. Teksty o muzyce współczesnej, nr 9, 1982, s. 289, za: MAGDALENA SASIN, Ekologia akustyczna – nieobecny dyskurs w pedagogice, https://bibliotekanauki.pl/articles/2140150.pdf, dostęp 12.06.2023)

Jednym z elementów w procesie “czyszczenia uszu” jest właśnie pozytywnie rozumiana cisza, cisza sekundująca umysłowej kontemplacji w drodze do odzyskania utraconej wrażliwości.

Zdaniem Schafera “pozytywna cisza” w swym metafizycznym wymiarze będąca elementem ludzkiego życia zanikła jeszcze w średniowieczu wraz z odejściem wielkich mistyków. Pozostała cisza złowróżbna, cisza przed burzą, martwa cisza. Pozostał lęk przed ciszą. Przytłoczeni heideggerowską trwogą przed czającą się nicością, niepokój ów zagłuszamy milionami głośników, wypełniając pustą przestrzeń dźwiękiem. Odzyskanie ciszy, zdaniem Schafera, jest dziś podstawowym zadaniem przed jakim staje nasza kultura, zadaniem, którego pierwszym etapem jest zmiana świadomości i wyciszenie umysłu. Działania edukacyjne w ramach “czyszczenia uszu”, uświadomienie istnienia dźwięków oraz ich krytyczna analiza, mają być narzędziem osiągnięcia tych celów. 

Prace Schafera, podobnie jak Lutosławskiego, publikowane były jeszcze w latach 60. Świadomość istnienia zagrożenia hałasem od tamtego czasu oczywiście wzrosła. Powoli uczymy się dźwiękowego pejzażu i uwrażliwiamy naszą świadomość akustyczną. Cóż z tego, skoro tak niewiele jednak zmienia się w obszarze sonicznego kształtowania przestrzeni, a jedynym widocznym działaniem są “ciche godziny” wprowadzone w niektórych placówkach handlowych. Adresatem tego udogodnienia są tutaj osoby ze szczególną dźwiękową nadwrażliwością. To dobry krok. Co jednak z resztą, wrażliwą w sposób zwyczajny i zupełnie nieszczególny?

Absolutna cisza w swym fizycznie wymiarze jest oczywiście utopią (nawet komorę bezechową wypełnia puls krwi i wizg układu nerwowego osoby w niej przebywającej). Zawsze naznaczona jest jakąś foniczną sygnaturą, posiada pewien dźwiękowy stygmat, co w sposób niezwykle sugestywny udowodnił nam John Cage (4.33). Cisza ma zatem charakter względny, ale nawet w tej względności jej znaczenie jest szczególne. Ekologia ciszy, ekologia muzyki, ekologia akustyki to terminy coraz częściej pojawiające się w dyskusjach. Świadczą o wzrastającym zrozumieniu znaczenia ciszy oraz wyciszenia, zarówno w ich fizycznym, jak i duchowym kontekście.

Aisza Orazbajewa, skrzypaczka oczarowana akustyką wiejskiego kościoła w Suffolk, w którego wnętrzach zrealizowała płytę Telemann fantasias, postanowiła dokonać trzyminutowej rejestracji ciszy wypełniającej przestrzeń tego sakralnego obiektu. Zapis znalazł się na płycie w postaci ścieżki otwierającej nagranie. Zabieg ten przez jednego z recenzentów scharakteryzowany został jako “niepokojące, choć przyjemne doświadczenie słuchowe” (Graham Rickson The Arts Desk). Po raz kolejny cisza okazała się muzyką. 

Być może w istocie “tylko cisza godna jest słuchania”, jak zauważył Thoreau.