8 grudnia 1953 roku świat znał już destrukcyjną siłę broni atomowej. Tego dnia miał jednak zapoznać się także z planem wykorzystania energii drzemiącej w atomowym jądrze w ramach pokojowej służby dla ludzkości. Tego dnia, wygłaszając swe płomienne przemówienie przed Zgromadzeniem Ogólnym ONZ, prezydent USA Dwight Eisenhower roztoczył wspaniałą wizję świata dobrobytu z tanią i powszechnie dostępną energią w służbie na rzecz rolnictwa, przemysłu, medycyny, deklarując gotowość działania na rzecz wszelkich pokojowych zastosowań energii jądrowej. Tego dnia, po 10-minutowej owacji na stojąco, narodziła się pełna optymizmu i nadziei idea pokojowego wykorzystania energii atomowej. Blisko 70 lat później ta idea wydaje się już nikomu nie przyświecać.
Wraz z końcem przemówienia Eisenhowera rozpoczęło się projektowanie programów, tworzenie planów i snucie wizji wykorzystania energii atomowej niemal do wszystkiego – od zasilania samolotów i okrętów, pociągów i samochodów, po lodówki i kawiarki a nawet naręczne zegarki. Atom zagościł w pop-kulturze (filmy, piosenki, literatura), pojawiał się w nazwach barów, restauracji, kin, drużyn sportowych, organizowano “atomowe” konkursy taneczne i wybory miss. W Stanach Zjednoczonych był dosłownie wszędzie. Był synonimem nowoczesności i symbolem lepszego świata. Był.
Co stało się zatem, że po blisko 70 latach udział energii nuklearnej w światowym miksie energetycznym pozostaje na poziomie mizernych 10% (2018) wykazując przy tym tendencję spadkową (w 1996 było to 18%).
Skąd wzięła się zła prasa energetyki jądrowej, skoro jest ona źródłem czystym w kontekście emisji CO2, dostarczającym prąd nieprzerwanie w dowolnej ilości niezależnie od warunków pogodowych, i w zasadzie jedynym mogącym konkurować z paliwami kopalnymi?
Atomowy lęk
Otóż zasiany został strach. Katastrofa w Fukushimie stała się katalizatorem niechęci do atomu dla i tak wrogo nastawionej opinii publicznej, a rządy niektórych krajów wypełniając wolę swych wyborców zaczęły wdrażać plany zamknięcia działających elektrowni (Niemcy), bądź wycofywać się z projektów ich rozbudowy (Francja, Stany Zjednoczone). Jednak już przed awarią w japońskiej elektrowni, energetyka jądrowa była w defensywie. A wszystkiemu winne stało się przekonanie o szkodliwej radiacji, możliwości skażenia promieniotwórczego, tudzież wybuchu w wyniku awarii. Antyatomowa kampania wystartowała w USA już na początku lat 60. Wszystko zaczęło się niewinnie od próby zahamowania budowy elektrowni na terenie północnej Kaliforni, w miejscu przeznaczonym wcześniej pod publiczny park. Efekt akcji był taki, iż zarówno aktywiści ekologiczni, jak i zwykli ludzie zaczęli utożsamiać elektrownią atomową z bronią. Nastąpiło przesunięcie akcentu z nuklearnego rozbrojenia na blokowanie projektów budowy tego typu elektrowni. Z upływem czasu pojawiały się różne straszaki: wypadek podczas transportu zużytego paliwa, czy wybuch w elektrowni spowodowany przegrzaniem reaktora i stopieniem rdzeni. Dowodzono znacznie większej szkodliwości elektrowni atomowych nawet w porównaniu do węglowych, analizowano wpływ na środowisko wysokiej temperatury wody chłodzącej (skoro nie można było przyczepić się do zanieczyszczeń) opuszczającej elektrownię, samo zaś składowisko radioaktywnych odpadów miało prowadzić do skażenie wód lub gruntu albo służyć terrorystom do produkcji broni.
Krótko mówiąc, strach rozsiewany w kontekście energetyki nuklearnej był efektem dezinformacji albo manipulacji różnych organizacji antyatomowych i prośrodowiskowych (Union of Concerned Scientist, Friends of the Earth, Natural Resources Defense Council, Greenpeace, Sierra Club), dobrze opłacanych lobbystów i prominentnych prawników. Oprócz działań na polu publicznej propagandy intensywnie optowano za wzrostem regulacji sektora energetyki atomowej w celu podniesienia kosztów inwestycji i uczynienia ich mniej opłacalnymi. Nikomu z “obrońców środowiska” nie przeszkadzało, że w miejscu blokowanych reaktorów nuklearnych powstawały elektrownie opalane węglem. Działano jak w amoku. I nie wiadomo czy za tymi działaniami stała niekompetencja, pokaz siły, czy zwykła ludzka bezmyślność. Być może nie wiedzą tego nawet uczestnicy tych wydarzeń.
Swoje trzy grosze dołożyło także Hollywood. Chiński Syndrom okazał się najbardziej znanym siewcą strachu. Niefortunnym zbiegiem okoliczności kilkanaście dni po premierze filmu wydarzył się wypadek w elektrowni Three Mile Island. Opinia publiczna była wystarczająco przerażona i spanikowana, a propaganda okazała się na tyle skuteczna, że od czasu tej awarii (1979) nie powstała w USA żadna nowa elektrownia.
Atomowe statystyki, fakty i mity
Tymczasem statystyka ofiar energetyki jądrowej nie potwierdza zagrożeń artykułowanych przez oponentów, jawiąc się, zdaniem Michaela Shellenbergera, jako wyjątkowo bezpieczna technologia.
W swej książce Apokalipsy nie będzie Michael Shellenberger1 powołując się na stosowne badania mówi o nieco ponad stu ofiarach bezpośrednich. Dowodzi także fałszywości twierdzenia o zasięgu śmiertelnego wpływu promieniowania jakie miało miejsce w przypadku awarii w Czarnobylu (wcześniejsze wyliczenia miały być oparte na błędnej metodologii), co przez niektórych może być uznawane za nieco kontrowersyjne. Za bezpodstawną uznaje się także możliwość wybuchu jądrowego podczas awarii, choćby tak poważnej jak stopienie rdzenia reaktora (nowoczesne reaktory w sytuacji awaryjnej automatycznie wyłączają się nie powodując żadnych uszkodzeń).
Także analiza szkodliwości radioaktywnych odpadów przedstawiona przez Shellenbergera ukazuje inny obraz sytuacji. Ich składowanie prowadzone jest w oparciu o bardzo restrykcyjne normy i metody (DCS – dry cask storage), co powoduje, iż zużyte rdzenie uznawane są za najbezpieczniejsze ze wszystkich odpadów powstających podczas produkcji energii, sama zaś energetyka jądrowa określana jest jako jedyna branża w pełni kontrolująca swe odpady. Oczywiście nie zmienia to faktu, iż odpady radioaktywne są niebezpieczne i trudne do przechowywania (pancerne kontenery magazynowane głęboko pod ziemią).
Ewentualna kradzież rdzeni i produkcja z ich wykorzystaniem broni atomowej, co wymaga wzbogacenia materiału promieniotwórczego w niezwykle skomplikowanym procesie technologicznym, zdaniem Shellenbergera także jest wysoce nieprawdopodobna.
Trzy awarie (Three Mile Island, Czarnobyl, Fukushima), które wydarzyły się w historii energetyki jądrowej, zdaniem Billa Gatesa, zamiast sprowokować do pracy na rzecz podniesienia poziomu bezpieczeństwa sprawiły, że (uginając się pod presją aktywistów) wycofano się z podejmowania przedsięwzięć doskonalących działania na tym polu.
Może szkoda, skoro tak wiele zalet posiada energia atomowa?…
Jak zauważa Bill Gates2, budowa elektrowni tego rodzaju jest niezwykle efektywna pod względem wykorzystania materiałów (stal, cement) przypadających na jednostkę energii. Jest to istotna kwestia skoro wiadomo jak duża jest emisja gazów cieplarnianych podczas produkcji takich materiałów. Nie stać nas na rozrzutność. Nie stać nas również na marnotrawstwo przestrzeni – elektrownie atomowe produkują dużo więcej energii w przeliczeniu na jednostkę powierzchni w porównaniu do źródeł odnawialnych, jak słońce i wiatr.
Zarówno Gates, jak i Shellenberger, są wielkimi orędownikami energetyki jądrowej. Jedna z firm Gatesa (TerraPower) prowadzi prace nad konstrukcją reaktora nowej generacji. Nie uzyskawszy pozwolenie na budowę prototypu, opracowany został jego wirtualny odpowiednik – reaktor postępującej fali, który zdaniem konstruktorów, i samego Gatesa, rozwiązuje najważniejsze problemy w tym obszarze. To reaktor pracujący na różnych rodzajach paliwa, także odpadach z innych elektrowni jądrowych, sam produkując odpady w minimalnej ilości. Jako w pełni zautomatyzowana konstrukcja wyeliminował wpływ ludzkiego błędu, będąc zaś zaprojektowany do pracy głęboko pod ziemią, jest odporny na terrorystyczny atak. Jak zauważa Gates, konstrukcja reaktora sama w sobie jest niezwykle bezpieczna dzięki zastosowaniu bardzo pomysłowych rozwiązań technicznych kontrolujących reakcję jądrową, czyniąc tym samym ewentualną katastrofę niemożliwą dzięki działaniu praw fizyki.
Przeszłość atomu
Czy tego rodzaju reaktory będą miały jeszcze szanse produkować energię? Niechęć polityków i opinii publicznej oraz wysokie koszty budowy elektrowni atomowych spowodowane m.in. realizacją wyśrubowanych norm technicznych i środowiskowych nie napawają optymizmem zwolenników tego rodzaju energii. Choć podkreślają oni szybki zwrot poniesionych nakładów (niskie koszty utrzymania, w tym paliwa) i rosnącą rentowność branży (wzrost okresu eksploatacji do osiemdziesięciu lat), a także wskazują na jej niebagatelne zalety – niewielką ilość zużywanego paliwa, czystość (brak emisji gazów cieplarnianych oprócz tych powstających przy budowie i wydobyciu rud uranu) oraz niski koszt uzyskanej energii, uniezależnienie od warunków pogodowych i szerokie możliwości lokalizacyjne – nie robią sobie jednak zbyt wielkich nadziei. Do omawianej już niechęci społecznej dochodzą jeszcze kwestie surowcowe.
Jak bogate są złoża rud uranu i czy w tym kontekście ewentualne inwestycje w branżę atomową są w ogóle zasadne?
Marcin Popkiewicz przytaczając dane Międzynarodowej Agencji Atomowej (IAEA – International Atomic Energy Agency) wspomina o zasobach szacowanych na poziomie 5,5 mln ton (z czego 3,3 mln uważane są za pewne)3. Taka ilość rud uranu pozwoliłaby na zasilanie elektrowni o dotychczasowej mocy przez najbliższe kilkadziesiąt lat. Zwiększenie liczby i mocy elektrowni do poziomu pozwalającego wyeliminować “brudną” energię paliw kopalnych oznaczałoby jednak wyczerpanie złóż rud uranu w przeciągu 12 lat! Inaczej przedstawia sprawę Instytut Energii Atomowej, który biorąc pod uwagę możliwość eksploatacji rud o niskiej koncentracji uranu szacuje ich zasoby na poziomie zdolnym zaspokoić zapotrzebowanie elektrowni nawet przez stulecia. Trudno jest jednak oszacować opłacalność eksploatacji takich złóż. Wiadomo, że im niższa jest zawartość uranu tym większy jest wzrost kosztów, a granica opłacalności przebiega tutaj wzdłuż tzw. bariery mineralogicznej, poniżej której materiału uranowego w rudzie jest zbyt mało i proces wydobycia przestaje być opłacalny. Jakie zatem są zasoby uranu? Niestety trudno tu o jednoznaczny werdykt, należy jednak zgodzić się z Panem Popkiewiczem, iż nie należy liczyć na ilości rozwiązujące nasze problemy energetyczne w dłuższym horyzoncie czasowym. Nie oznacza to jednak braku perspektyw dla energetyki atomowej. Tu jednak należy już brać pod uwagę nowe technologie, reaktory odbiegające sposobem pracy od tych, które działają obecnie, w zupełnie innych cyklach paliwowych. Przykładem są tutaj reaktory torowe na ciekłych fluorkach (LFTR), które nie posiadając ograniczeń surowcowych mogą pracować na różnych rodzajach paliwa, posiadając przy tym szereg innych zalet z obszaru bezpieczeństwa działania, wydajności, ilości produkowanych odpadów, kosztów pracy, wpływu na środowisko i wielu, wielu innych.
To jednak przyszłość. Już dziś jednak należy brać pod uwagę coraz szerszy udział elektrowni nuklearnych w miksie energetycznym. Wojna w Ukrainie pokazała jak błędne były założenia wykorzystania gazu w okresie przejściowym na drodze ku gospodarce zeroemisyjnej. Wydaje się, iż w kontekście zmian klimatycznych i konieczności ograniczenia emisji CO2 i bezpieczeństwa energetycznego nie można pozwolić sobie na odesłanie do historii energetyki jądrowej. Mariaż energii odnawialnej i atomu wydaje się bardzo rozsądną formą zaspokojenia światowych potrzeb energetycznych, a także troski o środowisko, a co za tym idzie właściwym obliczem polityki klimatycznej.
1Michael Shellenberger, Apokalipsy nie będzie! Dlaczego klimatyczny alarmizm szkodzi nam wszystkim, CiS, Stare Groszki, 2021.
2 Bill Gates, Jak ocalić świat od katastrofy klimatycznej. Rozwiązania, które już mamy, zmiany, których potrzebujemy, Agora SA, 2021.
3 Marcin Popkiewicz, Świat na rozdrożu, SONIA DRAGA Sp. z o.o., Katowice 2016, s. 236.